Ostatnimi czasy nieco odciąłem się od blogowej aktywności. Przez ostatnie 4 miesiące udało mi się sklecić raptem jeden wpis. Ale niejako własnie się kończy się sezon (i za chwilę zacznie nowy), więc czas na podsumowanie.
Przez ostatnie 3 miesiące nie biegłem ani razu. Ostatni trening zrobiłem z końcem lipca. Od tamtego czasu zmagam się z kontuzją kolana - pamiątką ze szczecińskiego maratonu. I tak, wraz z przymusowym odpoczynkiem od treningów, odechciało mi się na jakiś czas blogowej aktywności.
Niecierpliwie czekam na zielone światło od fizjoterapeuty i start z treningami. Zdążyłem przez ten czas przytyć (słodycze + cola, mniam) i choć nie wiem ile, bo wagę omijam szerokim łukiem to nie da się zaprzeczyć że to co w pocie czoła wypracowałem przez zimę i wiosnę, zdążyło się już dawno ulotnić. Ani latem, ani na jesień nie startowałem w żadnych zawodach.
Mam więc duży niedosyt ale zrobiłem w zasadzie ile mogłem. Tak czasem jest, że nie da się po prostu pewnych rzeczy przeskoczyć. Ale nie chcę narzekać Reasumując: bardzo fajna pierwsza połowa sezonu z życiówką w Dębnie i druga jego część, w zasadzie na zero. Łącznie ok. 1700 km. i dwa maratony do kolekcji. Pierwszy raz pobiegłem dwa maratony w jednym roku kalendarzowym. A dodatkowo, do tej pory biegłem w maratonach wyłącznie jesiennych.
I to w zasadzie tyle. Jeżeli okoliczności pozwolą, wystartuję z przygotowaniami do wiosennego maratonu. Na 99% będzie to Dębno. Do zobaczenia więc na biegowych trasach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz