poniedziałek, 4 marca 2019

New Hope

Help me Obi Wan Kenobi. You`re my only hope... Prawie trzy lata walki z chondromalacją rzepki. Godziny spędzone na wizytach u fizjoterapeuty i ćwiczeniach w domowym zaciszu. Rezonans elektromagnetyczny, ileś tam wizyt u ortopedy. I kur...a nic. Albo prawie nic.

Progres jaki poczyniłem do tej pory nie pozwalał mi na podjęcie regularnych treningów biegowych.  Raz było lepiej, raz gorzej ale ból nie ustępował na tyle aby  móc wznowić bieganie. W związku z tym, kilka tygodni temu podjąłem decyzję o zastrzyku z kwasu hialuronowego. Nie chciałem ale nie widziałem już innych opcji. Fizjoterapeuta też. Poszedłem więc na zabieg. Zabieg poprzedzało kontrolne USG. Po 5 minutach oględzin słyszę od lekarza: 

- lewa kolano super, doprowadził je Pan podręcznikowo. Ale prawe dalej leży. Pana mięśnie nie są gotowe. Zastrzyk nic nie da. I prawdopodobnie nie będzie potrzebny.

Ucieszyłem się w duchu. Lewe kolano, wygląda ok. Ufff. Ale to prawe jest w czarnej dupie.  To ono przede wszystkim boli. Myślałem że mięśnie są  wystarczająco silne i długie. Że ból ma podłoże gdzie indziej. Stąd decyzja o zastrzyku. A tu klops.

- to co teraz? - zapytałem.
- zapiszę Pana do innego fizjoterapeuty. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Pański jest świetnym specjalistą i złego słowa o nim nie powiem. Ale czasem jest tak że może przydać się nieco inne spojrzenie na temat.
- pewnie. 

Minęły 3 dni i jestem w gabinecie fizjoterapeuty. Po krótkim wywiadzie środowiskowym słyszę:
- mięśnie  przednie masz beton. Może nawet nazbyt rozbudowałeś ten czterogłowy. Ale z tyłu masz flak. Jak ty masz biegać jak tego kolana nic nie trzyma. Zobacz w lustrze jak ucieka ci kolano do środka przy przysiadzie. Kładź się.

Jedno uciśnięcie łydki a ja syczę z bólu. Znam to uczucie dobrze. po kilku minutach katorgi fizjoman każe powtórzyć mi ćwiczenie.

- zobacz teraz. Inaczej już ci to kolano pracuje. Nie od razu doprowadzisz je do ładu ale twój problem jest do rozwiązania. Będziesz znowu tłukł maratony. Tylko po co? Chce ci się? Daj spokój. A cała twoja rehabilitacja była do dupy.

Cudownie. tego mi było trzeba. Nadziei że coś przegapiłem. Że jest coś co wymaga poprawy. Że jest to problem do rozwiązania. 

masz dużo złych nawyków, prawdopodobnie pochodne bardzo starych kontuzji. No i mięśnie masz słabe. W zasadzie wszystkie oprócz czwórek. 

No, well - pomyślałem. No mam. Co zrobić. Ćwiczyłem co mi kazano. Nie przynosiło rezultatu to nie ćwiczyłem. Nie lubię robić czegoś  po omacku.  Albo z planem albo wcale. Do tego zapasłem się jak świnia. 88 kilo tucznika. Muszę się tego pozbyć. Przeszkadza mi waga nie tylko w (nie)bieganiu ale również we wspinaczce którą zacząłem z końcem 2017 roku. Coś muszę robić skoro biegać chwilowo nie powinienem.

Po półtorej godzinie wyszedłem z gabinetu. Szczęśliwy. Jestem na początku drogi ale znowu mam nadzieję. W czasie zajęć przez kilka minut biegałem na bieżni mechanicznej. W moim kolanie nie było śladu bólu. To daje widoki na przyszłość.I nową energię do pracy.

P.S. To mój pierwszy tekst na blogu od ponad roku. Nie chciało mi się pisać. No bo o czym? Miałem mętlik w głowie. Dalej nie wiem co będzie, to oczywiste. Ale mam nową nadzieję, to cieszy. Nie mam też żadnych pretensji do fizjoterapeuty  u którego rehabilitowałem się wcześniej. Wyleczył mi kilka innych kontuzji za co jestem wdzięczny. Pewnie jeszcze się nie raz spotkamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz