wtorek, 19 stycznia 2021

Breakthrough :)

Ostatnio, przeglądając wpisy na portalu Bieganie.pl, rzuciło mi się w oczy takie hasło: sukces najczęściej czeka na nas pięć sekund po tym, jak podejmujemy decyzję, żeby zrezygnować. Nie chciałbym brzmieć zbyt górnolotnie ale dziś podzielę się dobrą nowiną.

Kilka dni temu musiałem odwiedzić ortopedę - miałem w ubiegłe lato mały wypadek motocyklowy i uszkodziłem lekko bark. Przy okazji wizyty po-rehabilitacyjnej, poprosiłem o USG kolana, z którym się borykam od dłuższego czasu. Lekarz przyłożył sondę do kolana pojeździł w tę i nazad, po czym stwierdził:

- no, powiem szczerze nie spodziewałem się takiego progresu

- ?

- wie pan jak to jest z biegaczami, przychodzą kontuzjowani, zalecam im rehab lub ćwiczenia w domu, każdy kiwa głową że zrobi a potem g..o robią. U pana jest super progres.

- ??

- mechanicznie kolano wygląda super. Rzepka idealnie siedzi w osi. Niech pan spojrzy na zdjęcie tutaj i porówna je ze zdjęciem sprzed 2 lat. Drugie kolano tak samo super. 

- a czy widać jakiś postęp w zwyrodnieniach? Było, nie było jakiś tam dyskomfort dalej odczuwam, choć niewątpliwie czuję postępy.

- nie. Nie widzę tu żadnych dodatkowych zmian na gorsze. Jest naprawdę dobrze. Niech pan dalej ćwiczy w domu, to żmudny proces ale efekty są u pana naprawdę dobre.

WOW. Nie spodziewałem się. Naprawdę. W zasadzie nawet się nie zastanawiałem czego mógłbym się spodziewać. Prawie 5 lat w pewnym sensie stracone biegowo. Dziesiątki wizyt u lekarzy, ortopedów, tysiące złotych w rehab. Godziny turlania się po podłodze. Wałki, piłki, taśmy, treningi wzmacniające, zmiana techniki biegania. Ileś tam innych zmian i czynności, mających poprawić komfort trenowania i zwiększenie świadomości własnego ciała i jego mechaniki. Wielokrotnie wydawało mi się że za rogiem czeka ciastko. Wielokrotnie czekało rozczarowanie. Kilukrotnie byłem bliski powiedzieć pas.

Nie chcę witać się z gąską jeszcze. Czuję jakiś lekki dyskomfort. Od 2 i pół miesiąca biegam bądź marszobiegam ale cały czas z duszą na ramieniu. Nie boję się marzyć ale planować już tak. Dobitnie pokazał mi to rok 2019 gdzie po kilku miesiącach całkiem fajnego biegania, lewe kolano powiedziało fak ju in da es. 

Ta diagnoza nie rozwiązuje jeszcze problemu ale stanowi dla mnie istotny element układanki. Zdejmuje ze mnie jakiś bagaż niepewności, pozwala skupiać się na mniejszym obszarze do przepracowania. Stanowi też pewną NAGRODĘ za wykonaną pracę. Cieszy mnie, nie mniej niż życiówka na dychę czy w maratonie.

Mam wielką nadzieję że koniec tej historii jest bliski. Pisałem to tutaj kilkukrotnie. Nie wiem co pojawi się w kolejnym wpisie na ten temat. Wiem, asekuruję się teraz ale mam dosyć tego rollercostera. Marzę o tym żeby pójść w las, zaj...ć 20 kilo a potem się cieszyć resztą dnia. 

 Someday, Jennefer, someday...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz