wtorek, 31 grudnia 2024

Podsumowanie roku 2024 (w tym grudnia)

Za nami rok 2024. To był mój najlepszy rok w całej mojej kilkunastoletniej przygodzie z bieganiem. Zapraszam do podsumowania, tym razem dla zabawy, podany w formie alfabetycznych skojarzeń.

foto: fotomaraton.pl

A jak Asics - w tym roku, tak jakoś wyszło zupełnym przypadkiem, upodobałem sobie obuwie tej japońskiej marki. Nie jest to żadna reklama, ale prawie wszystkie najważniejsze zawody (i część treningów) w tym sezonie pobiegłem w karbonowych startówkach tej firmy. Wyjątkiem był rekordowy dla mnie Parkrun 5k gdzie pobiegłem w zwykłym starym obuwiu startowym z Decathlonu. Czy karbon jest potrzebny do biegania na moim poziomie? Absolutnie nie jest potrzebny. Czy pomaga? Nie wiem.  Ale bardzo mi się spodobały buty tego producenta. 

Yes, yes, yes!!!

B - jak Boston Marathon, czyli wielkie biegowe marzenie. Udało mi się zakwalifikować na maraton w Bostonie, dzięki wynikowi jaki uzyskałem w kwietniu w Wiedniu. Przeskoczyłem tegoroczny cut off o całe... 2 sekundy. Warto jest bić się do końca, wiedziałem to przed biegiem i na mecie miałem poczucie że dałem z siebie wszystko. Tym bardziej mam satysfakcję że coś co kiedyś znajdowało się wyłącznie w sferze marzeń teraz jest w kategorii planów na rok 2025.

C jak COS Zakopane. Przygotowując się do łamania 3 godzin w maratonie miałem okazję biegać w towarzystwie doborowych polskich lekkoatletów na zakopiańskiej bieżni właśnie. Pomijając unikalne wartości krajobrazowe, bieganie w towarzystwie np. Mateusza Kaczora, dla mnie, jako kibica lekkiej atletyki stanowiło wielką atrakcję i nobilitację zarazem.

COS Zakopane z widokiem na Krokiew i Giewanta :)

D jak Dycha - przez kilka ostatnich lat moim wielkim marzeniem było zejść poniżej 40 minut na 10km. W tym roku udało mi się je spełnić trzykrotnie: pierwszy raz w ramach treningu na bieżni Stadionu Leśnego w Sopocie (39:35) , na dwa tygodnie przed kwietniowym maratonem w Wiedniu. Drugi raz w czasie wrześniowego Szczecin Półmaraton. Trzeci raz na stadionie w Policach (38:26), w ramach przygotowań do Maratonu Warszawskiego.

Śladami Kajka i Kokosza czyli
moje pierwsze sub40
Stadion Leśny, Sopot

E jak Elektroliza EPTE - mam wielką nadzieję że to ostatni już poziom wtajemniczenia w leczeniu ciągnącej się jak smród po gaciach kontuzji. Po wrześniowym maratonie w Warszawie, gdzie udało mi się spełnić moje marzenie o zejściu poniżej 3 godzin, musiałem się poddać rehabilitacji okolic prawego Achillesa. Na szczęście i wbrew ostrzeżeniom, smażalnia nie była dla mnie tak nieprzyjemnym zabiegiem jak ją fizjoman przedstawiał.  

F  jak Fala - w Szczecinie może i morza nie ma...za to jest fala! I ta fala jak przyp... jeśli dobrze pamiętam to był chyba skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju. Ja też miałem niezły kabaret. W czasie przygotowań maratońskich, zarówno na wiosnę i jesień, falę skupioną przyjmowałem na ścięgno Achillesa wielokrotnie. W moim wypadku dawało to dużą ulgę i morze może też dzięki niej, doturlałem się jakoś do wyników w ostatnich dwóch maratonach (a nawet 3, bo w Walencji 2023 też).

G jak Góry - w tym roku nie biegałem po górach, choć bardzo lubię i jestem w górach często, to całe moje bieganie podporządkowane było przygotowaniom na Maraton Warszawski i niestety nie było na trejle przestrzeni. Mamy za to w Szczecinie przedsionek gór czyli Puszczę Bukową, którą uważam za jeden z fundamentów mojego maratońskiego rozwoju. Duchu Puszczy, dziękuję!

Ostatnie taka biegowa graniówka miała miejsce w 2022 roku...
Później już wszystkie tatrzańskie biegi 
na dole lub na stadionie.

H jak Harówka - powiem Wam że bieganie na 3 jednostkach tygodniowo jest mega izi. Cztery dni na relaksik, zaiste prawdziwy life hack. A i tak po moich letnich treningach (i niektórych zimowych też) łaziłem jak zombie. Nie miałem siły na nic innego, często odsypiałem treningi, gdyby nie dobra suplementacja to nie wiem czy bym dociągnął. Podziwiam tych którzy realizują swoje cele na większej ilości jednostek, serio. 

Piłeczka piąteczka, wierna towarzyszka
w maratońskiej niedoli
(dzięki Trenerowi)

I jak i co teraz? Teraz sobie odpoczywam od biegania. Mam już dosyć tego odpoczynku ale muszę wyleczyć w 100% nogę. A potem? Chciałbym przygotować się na kwietniowy maraton w Bostonie który będzie maratonem wyłącznie na zaliczenie bo nie zdążę odbudować formy. Jeśli będzie po nim dopisywać zdrowie to chciałbym w kolejnych startach jeszcze powalczyć o sportowy wynik. Na pewno chciałbym pobiec latem jako pacemaker w jakiś lokalnych biegach i pomóc w ten sposób innym biegaczom. Pożyjemy, zobaczymy co Nowy Rok przyniesie...

J czyli Jejku, to się naprawdę dzieje! - Tak, warto marzyć, tak, warto marzenia przekuwać w plany, tak, warto pracować ciężko, mimo że nie zawsze jest to przysłowiowe słońce na niebie! Może i wyświechtana to maksyma ale prawdziwa. Mi się udało dobiec do momentu poczucia wielkiego spełnienia i jestem wdzięczny wszystkim dobrym ludziom którzy dołożyli cegiełkę do tego lub po prostu towarzyszyli mi w tej podróży.

Dziękuję!!!
foto: Materiały Organizatora Szczecin Półmaraton

K jak Kilometraż - tradycyjnie dla siebie, nawet nie zbliżyłem się do 2k kilometrów w roku kalendarzowym. Łącznie nabiegałem niecałe 1700km. Jestem biegaczem spod znaku małego kilometrażu i muszę się z tym pogodzić.

L jak Las Arkoński - serce szczecińskich biegów i prawdziwy raj dla biegaczy. Często można spotkać tu naszych prosów m.in. Adama Nowickiego czy Monikę Jackiewicz. Przede wszystkim jednak jest to doskonały poligon maratońskich przygotowań gdzie od lat przeprowadzam większość moich treningów. Wiecie gdzie znajdują się flagowe trasy biegowe wszelkiego rodzaju o których możecie poczytać w książkach J. Skarżyńskiego? Ano tutaj właśnie.

Mój szczeciński "Oregon" czyli pętla Arkonka,
tutaj w czasie Parkrun,
foto: Tomasz Krysiak Fotografia Sport

M jak Metoda Małych Kroków - udało mi się zrealizować sto procent  sportowych celów na ten mijający rok, między innymi dzięki MMK. Zawsze stawiałem siebie cele które były w zasięgu ręki i na ogół byłem zdumiony że zasięg był większy niż zakładałem. Krok po kroku, skupiałem się tylko na najbliższym celu i nie nakładałem na siebie zbyt dużej presji wielkich planów. Ta presja i tak potrafiła być całkiem spora, nawet kiedy stawiałem niewielkie kroki. Tym bardziej, cieszę się że się udało.

N - Najlepszy biegowy sezon  - tak, to prawda, najlepszy ever, co staram się zawrzeć w tym podsumowaniu. Nigdy nie miałem takiego roku jak ten. W zasadzie są to dwa sezony ale na moje potrzeby wszystko wrzucam do jednego wora. Udało mi się nabiegać dwukrotnie PB na dychę (39:35, 38:26) i w maratonie (3:03:07, 2:59:42), 5k (18:21) i w półmaratonie (1:24:40). Mam apetyt na więcej ale jeśli to jest mój peak to jestem spełnionym na tym polu biegaczem. 

Szczecin Półmaraton - lecę po PB w moim ukochanym mieście!
foto: Eryk Witek Fotografia/Materiały Organizatora Szczecin Półmaraton

O - Oleśnica. Jak słyszę tekst piosenki Artura Rojka p.t. Beksa - "już nie wytrzymuję tempa, wszystko k..a skręca", to nie wiedzieć czemu, pierwsze co mi się przypomina to treningi na bieżni w Oleśnicy właśnie, w trzydziestostopniowym upale. Kurde, już tęsknie..

Z trenerem Bartoszem Nowickim na stadionie w Oleśnicy

P jak Pudło - w tym roku udało mi się zrealizować pewne marzenie tzn. znaleźć się w pierwszej trójce w klasyfikacji generalnej lub kat. wiekowej jakiegokolwiek wyścigu. W sierpniowym Parkrunie w Szczecinie udało mi się zając 2gie miejsce, yay!!! Wielka sprawa dla mnie i choć w tej formule nie ma podium ani pobiegowej dekoracji to misję uważam za zakończoną sukcesem. Przy okazji nabiegałem PB na 5k (18:21).

Z Forumowiczami Bieganie.pl, miło było się poznać!

R jak Rodzina - W moich przygotowaniach oraz maratońskich startach, towarzyszyły mi moje 3 dziewczyny czyli żona i córki. O ile start w zawodach to taka wisienka na torcie, to znoszenie moich humorów w czasie przygotowań, gdy nie zawsze wszystko idzie jak należy, potrafi być wielkim wyzwaniem. Dziękuję Wam za to że miałyście do mnie cierpliwość, zwłaszcza że potrafię być ultra grumpy :/

foto: Jarek Dulny/Materiały Organizatora Szczecin Półmaraton

S jak Stadion - w tym roku miałem w końcu okazję porządnie sobie pobiegać na tartanie. Trenowałem w Sopocie, Policach, Oleśnicy i Zakopanem. I nie ukrywam bardzo mi się spodobało. Na tyle że zastanawiam się czy nie chciałbym się trochę w tym moim bieganiu.... skrócić. Serio. Chodzi mi to po głowie. Ale zobaczymy jeszcze. Na razie wiem że chciałbym stadion mieć wpleciony w treningi maratońskie regularnie.


T jak Trener - nie byłoby tych wyników, nie byłoby Bostonu, nie byłoby łamania trojki, nie byłoby stadionów świata i nie byłoby NICZEGO w tym sezonie, gdyby nie trener Bartosz Nowicki i jego pomoc. Trenerze, dziękuję! Współpraca z Tobą była najlepszą sportową przygodą jaką mogłem sobie wyobrazić!

Kciuk w górze Trenera = błogi uśmiech spełnionego 
zawodnika ;)

U jak Uraz - pisząc te słowa mam za sobą 13 tygodni rehabu i jeszcze nie jestem w pełni gotowy do maratonskiej orki. Nie wiem kiedy ten sk#rwysyn puści ale ze ścięgnem Achillesa bujam się od kilku sezonów i niestety wraca ten problem. Mam wielką nadzieję że jestem już na ostatniej prostej.

W jak Wiedeń, Warszawa  - moje dwa najcenniejsze skalpy: pierwszy dał mi przepustkę do Bostonu a drugi życiówkę  moich marzeń. Przy okazji chce napisać że Maraton Warszawski jest TOP. Wiedeń też super ale po naszej stolicy nie spodziewałem się tak rewelacyjnej imprezy. Mea maxima culpa.

Jedziemy po zioło maratońskie PB, 300m do mety!!!
foto: fotomaraton.pl

V jak Vienna City Marathon - co prawda punkt wyżej już wspomniałem o tym biegu ale nic mi za bardzo nie przychodzi do głowy (V jak co? Victorinox?) To napiszę w takim razie że Wiedeń uważam za najpiękniejszy maraton pod względem turystycznym jaki do tej pory biegłem. No i możliwość pobiegnięcia śladami Eliuda Kipchoge i jego 1:59 w wiedeńskim Prater Park uważam za nie lada gratkę.

Vienna City Marathon 2024
foto: Sportograf

X jak x marks the spot mój dziesiąty maraton - Dziesięć to dużo i niedużo za razem. Zależy jak na to patrzeć. Dla mnie to powód do jakiejś tam małej, wewnętrznej dumy i satysfakcji. Każdy maraton to osobna historia. Cieszę się że mogłem w tym sezonie dorzuć dwie cegiełki, kolejno w Wiedniu i Warszawie. Dziesięć też lat minęło odkąd piszę tego bloga. Jej, jak ten czas leci... a starym dziadom to ponoć jeszcze szybciej leci...

Y jak yyyy, nie wiem...  musi być jakaś niewiadoma w tym sporcie, inaczej byłoby zbyt nudno i przewidywalnie..

Z jak Zwiedzanie. Uwielbiam łączyć zwiedzanie z bieganiem. W moich maratońskich przygotowaniach było trochę miejsca na takie mariaże, dodatkowo udział w zawodach pozwalał mi nacieszyć oczy miejscami których być może nie odwiedziłbym inaczej niż w biegu, bo akurat tak przebiegała trasa zawodów. A ponieważ kończy się alfabet, analogicznie do odchodzącego roku, to siłą rzeczy zaczyna się coś nowego. Przede mną planowo wyjazd na najstarszy cykliczny maraton czyli Boston Marathon i w związku z tym że będzie to dla mnie bieg bez presji na wynik, to mam zamiar nazwiedzać się jak opętany, zarówno w tym biegu jak i przed nim, w czasie pobytu za wielką wodą.

Pomaratońskie zwiedzanie rowerem Pragi,
w drodze powrotnej z Wiednia do Szczecina.
Bardzo smaczna kawa i toaleta na plastikowe żetony,
kocham ten czeski vibe!

I to by było na tyle myślę. Mam nadzieję że następny rok będzie równie obfity w biegowe atrakcje ale przede wszystkim wolny od urazów. Jak będzie zdrowie to będą wyniki czego życzę zarówno Wam jak i sobie. Do siego roku!


***


P.s. Aaa, miałem jeszcze podsumować grudzień. W kończącym rok miesiącu, namarszobiegałem 34km. Dystanse od 5 do 7km w ramach lekkiego obciążania rehabilitowanej nogi. Myślę że jest co raz lepiej i mam wielką nadzieję że ten czynnik ruchu plus trening uzupełniający to już naprawdę ostatnie elementy ten  układanki. Dobra, dość marudzenia, dawać mi ten 2025, jedziemy z koksem, auuuuuu!!!!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz