środa, 11 listopada 2015

XXVII Goleniowska Mila NIepodległości

Zgodnie z coroczną tradycją, 11 listopada wziąłem udział w biegu na 10km w ramach XXVII Goleniowskiej Mili Niepodległości. Celem tegorocznych zawodów było przebiegnięcie w czasie poniżej 44 minut.

W połowie października, w Policach, byłem blisko, zabrakło ok. 10 sekund. Teraz po październikowym roztrenowaniu, podjąłem jeszcze jedną próbę.

W zasadzie rozpocząłem już cykl przygotowawczy do wiosennego maratonu i udział w zawodach w tym okresie nie koniecznie był wskazany. Postanowiłem jednak spróbować połamać życiówkę na 10km. W poprzednich edycjach biegu zdarzało mi się startować bez formy, biegałem więc wyłącznie dla podtrzymania rodzinnej tradycji. W szkolnych czasach zdarzało się tutaj biegać mojej żonie i szwagrowi, teraz my (starzy) towarzyszymy w biegach na krótsze dystanse naszym dzieciakom. Taka z resztą przyświeca idea temu lokalnemu świętu biegania - idea biegania rodzinnego. Od samego rana odbywają się tu biegi na różnych dystansach, adekwatnych do wieku biegaczy. Imprezę kończy bieg w kategorii Open na dystansie 10km.

Od początku biegu starałem się utrzymywać tempo 4:24/km. W połowie trasy zegarek wskazał mi niewielką stratę rzędu 10 sekund. Na 6tym kilometrze postanowiłem przyśpieszyć. Czułem się dobrze, postanowiłem więc zaryzykować i podkręcić nieco wyraźniej tempo. Mniej więcej w okolicach 7.5km dopadła mnie bolesna kolka z którą przyszło mi walczyć przez następne 1.5 kilometra. Ucisk na płuca powodował płytki oddech, tempo wyraźnie spadło. Z grymasem bólu na twarzy walczyłem z kolką uciskiem boku i powolnymi, w miarę możliwości miarowymi oddechami. Na szczęście tuż przed przekroczeniem 9tego kilometra udało się opanować kolkę i mogłem zdecydowanie przyśpieszyć. Wciąż była szansa na złamanie 44 minut!

Ostatni kilometr to walka o każdą sekundę. Byłem wyraźnie zmęczony, te 1.5 kilometra walki z kolką dało mi w kość. Mimo to wiedziałem że jest o co walczyć, że cel jest jak najbardziej realny. I udało się! Na metę wpadłem w czasie 00:43:49. Nowy rekord poprawiony o ok. 20 sekund. 

To był zupełnie inny bieg niż ten 3 tygodnie wcześniej w Policach. Niby i tu i tam dałem z siebie co miałem ale jednak inaczej kształtowała się moja walka o wynik. W Policach biegłem równiej, z bardzo ostrym finiszem i najwyższym do tej pory zmierzonym HRmax. Żeby było ciekawiej nie osiągnąłem go na finiszu tylko na ok  9tym kilometrze. Tutaj z kolei, biegłem mocniejszym tempem przez większość biegu, i po wyraźnym spadku tempa spowodowanym kolką, mój finisz nie był tak mocny. Nie miałem już tyle siły, ale myślę że był to lepiej rozplanowany bieg niż ten poprzedni. Nawet pomijając lepszy czas, to bardzo mocny finisz, w mojej ocenie wskazywał na za niskie tempo w czasie poprzedniej, nieudanej próbie złamania 44 minut. Muszę poświecić więcej uwagi sferze mentalnej treningu biegowego, myślę że mam tu sporo do przepracowania.

Reasumując, jestem zadowolony z rezultatu. Jak by nie było, Mila Goleniowska to pierwsze zawody świeżo rozpoczętego sezonu, a zarazem nowe, cenne doświadczenie. W tym roku kalendarzowym nie wezmę już udziału w żadnych wyścigach, czas skoncentrować się na przygotowaniach do wiosennego maratonu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz