piątek, 4 grudnia 2015

The Stick - recenzja

Sprinter Stick, bo tego modelu dotyczy recenzja to jeden z najsztywniejszych kijów do automasażu w ofercie Producenta, RPI of Atlanta. Polecany sportowcom, ze względu na swoje niewielkie wymiary, służy głównie do masowania poszczególnych partii mięśni nóg. Nie inaczej było w moim wypadku, nabyłem go właśnie w tym celu.

Pierwszy raz o tym urządzeniu przeczytałem w książce Jerzego Skarżyńskiego "Biegiem przez Życie", jakieś 5 lat temu. Już wtedy zastanawiałem się nad jego zakupem, lecz zawsze znajdowałem sobie wymówkę żeby tego nie zrobić. Pieniądze na nowe obuwie, ubrania, czy zegarek GPS zawsze się znajdowały ale na kijek już nie. Tymczasem to nie wypasione buty czy zegarek pomogą Ci w potrzebie tylko właśnie...

Kijek Samobijek

Masaż nim nie zawsze należy do przyjemnych, choć i takie się zdarzają. Jeżeli mięśnie nie wymagają specjalnie rozbicia to nie mamy się czego bać. Jeżeli natomiast jest inaczej to automasaż może być torturą dla obolałych mięśni. Jeżeli posiadasz skłonności masochistyczne to z pewnością sztywny The Stick Ci się spodoba. Podobnie jak Twoim mięśniom, choć w pierwszym momencie mogą zdawać się mówić co innego. Zaręczam jednak że masaż kijem przynosi im ulgę po ciężkim treningu. Nie zamierzam jednak zagłębiać się w medyczne niuanse zasadności automasażu, opiszę natomiast wrażenia z punktu widzenia amatora biegania.

Budowa

Jest prosta jak konstrukcja cepa (lub kija). Ot, sztywny trzonek z tworzywa sztucznego (według Producenta niełamliwy, nie sprawdzałem), z nawleczonymi nań ruchomymi pierścieniami, zakończony gumowanymi uchwytami. Całość sprawia solidne wrażenie. Konstrukcja i wygląd mało wysublimowane, czysty, amerykański pragmatyzm.

Co w paczce?

Kijek zapakowany był w plastikową folię. W środku, oprócz masażera, znajdowała się instrukcja, obwinięta wokół kija i zabezpieczona gumką. Opakowanie równie wysublimowane co sam przyrząd. Jeżeli myślisz więc o zakupie Sprinter Sticka na prezent dla bliskiej osoby to pomyśl także przynajmniej o wstążce :) Piszę to oczywiście z przymrużeniem oka, nie mogę przyczepić się do jakości wykonania czy użytych materiałów ani do zawartości instrukcji.

Jak używać?

Najlepiej zacząć od przeczytania wspomnianej instrukcji. Ja oczywiście tego nie zrobiłem, co zakończyło się bolesnymi krwiakami na wewnętrznych stronach piszczeli. Instrukcja pokazuje jak posługiwać się kijem i jakie partie masować. Dodatkowo, na stronie Producenta, znajdują się filmy instruktażowe. Wszystko banalnie proste i przy tym niesamowicie skuteczne.  Wystarczy tylko przeczytać instrukcję...

Producent sugeruje używanie kija od kilku do kilkunastu razy dziennie. Przed, w trakcie, po aktywności. W moim wypadku ogranicza się to do szybkiego masażu rano (np. przed porannym treningiem), 1-2 krótkich sesji (ok. 30 sekund na poszczególne partie mięśni) w ciągu dnia w pracy i jednej nieco dłużej przed snem. Oczywiście zdaję sobie sprawę że po okresie fascynacji częstotliwość użycia może nieco spaść. Póki co masuję się nim z przyjemnością, zwłaszcza że widzę efekty. Krótki masaż przed treningiem rozgrzewa moje nogi. Masaż po treningu natomiast, pomaga im szybciej dość do siebie.

Co mi to daje?

Największym, dotychczasowym profitem jest neutralizacja bóli mięśni piszczelowych tylnych (shin splints), które są moją piętą achillesową. Co ciekawe masaż mięśni przednich, daje ulgę mięśniom tylnym. Problemy z shin splints były głównym powodem zakupu kija, i póki co sprawdza się on  na tym polu znakomicie.

Swoistą ciekawostką dla mnie okazał się fakt, że w obu nogach zupełnie inne partie mięśni wymagały szczególnego rozmasowania. I nie mówię tu o kontuzjach czy przeciążeniach, tylko o normalnym zmęczeniu treningiem poszczególnych partii mięśni. To co dla fizjoterapeuty jest oczywiste (asymetryczność układu ruchowego) dla amatora być nie musi. Kijek pokazuje tą asymetryczność w namacalny sposób. Miejsca bolesne, wymagające szczególnego potraktowania po kilku dniach wałkowania kapitulowały. Muszę przyznać że jestem pod wrażeniem działania tego nieskomplikowanego urządzenia.

Co alternatywą?

Automasaż stanowi dla mnie uzupełnienie środków przyspieszających regenerację, takich jak ćwiczenia rozciągające, ćwiczenia na rollerze czy suplementacja witaminowa. Od czasu do czasu stosuję również kąpiele miejscowe w zimnej wodzie. W zasadzie najbliżej funkcji kijka są wszelkiego rodzaju rollery. Nie korzystałem jednak nigdy z twardej rolki, posiadam wersję z miękką pianką. O ile można te dwa przyrządy porównać to, mi bardziej odpowiada kij. Przede wszystkim dlatego, że w mojej ocenie, pozwala na dokładniejsze wymasowanie pewnych partii mięśni. Poza tym kij używam między innymi w biurze, i turlanie się po podłodze, korzystając z rolki, mogłoby zostać źle odebrane przez współpracowników czy klientów. Nie oznacza to że dyskredytuję rolkę, wręcz przeciwnie, uważam że na niektórych polach kij jej odrobinę ustępuje. Po prostu uważam że te dwa przyrządy mogą się fajnie uzupełniać.

Ile kosztuje?

Cena opisywanego urządzenia waha się od 130 do 160 zł.  Można je nabyć w niektórych sklepach biegowych, do niedawna też działała strona Przedstawiciela. Kije można było również kupić w czasie Expo przed tegorocznym berlińskim maratonem. Ja swój nabyłem przez serwis Allegro.

Dlaczego zdecydowałem się przedstawić?

Pomimo że The Stick nie jest produktem nowym na naszym rynku, odnoszę wrażenie że wciąż nie jest zbyt popularny wśród amatorów biegania. Co prawda można go znaleźć w ofercie kilku sklepów a na portalach biegowych można znaleźć krótkie recenzje, ale nie zmienia to faktu że jest on raczej produktem niszowym. A szkoda. W mojej ocenie, jest to bardzo przydatne urządzenie, które z powodzeniem może być wykorzystywane przez amatorów biegania do przyspieszania procesu regeneracji czy zmniejszenia ryzyka kontuzji. Od siebie dodam że moje golenie zakochały się w Sprinter Stick. Miejmy nadzieję że ze wzajemnością. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz