Pierwszy miesiąc roku stanowił jednocześnie pierwszy pełnoprawny miesiąc przygotowań do kwietniowego maratonu w Hamburgu.
Podobnie jak rok temu, rozpocząłem przygotowania do wiosennego maratonu z końcem grudnia. W styczniu nabiegałem 173km. Planowo miało być 185km ale mając 3 jednostki w tygodniu mogę dość elastycznie przesuwać sobie treningi. No i tak naprzesuwałem że ostatni styczniowy trening wypadł mi 1-wszego lutego :) Nie ma to w sumie większego znaczenia, ot luty powinien być o te 12km bardziej obfity.
Treningi wchodzą mi dobrze/bardzo dobrze/za dobrze (niepotrzebne skreślić). W zasadzie to chodzi mi o to że mamy dopiero styczeń a poszczególne zakresy tempowe, porównując z przygotowaniami na krótko przed ubiegłorocznymi maratonami są po prostu wyższe. Chyba tylko się cieszyć i mieć nadzieję że przed kwietniowym maratonem jeszcze bardziej wystrzelą.
Styczeń stał przede wszystkim pod znakiem krosów aktywnych. Nie żebym biegał tylko krosy, wszak biegam je tylko raz w tygodniu ale te najmocniejsze mam w zasadzie za sobą, czuję je w nogach i głowie i miało to miejsce w styczniu właśnie. Na chwilę obecną, została mi już tylko jedna taka jednostka, w lutym, a potem ją zastąpię drugim zakresem.
Oprócz krosów: pierwszy zakres + przebieżki oraz wycieczki biegowe, ot klasyka. Z tą różnicą że wskoczyło mi kilka najszybszych jednostek ever - oczywiście w zakresie ramowym (tętno) w jakim owe jednostki się znajdują.
I to tyle. Nie mogę się już doczekać lutowego drugiego zakresu. Achilles w prawej nodze nie boli ale coś mnie ciągnie i muszę cały czas go okładać masażerem plus inne czary mary. Szczerze mówiąc irytuje mnie to ale cóż. Waga po świętach cały czas dość wysoka, ok 76-77kg. To też mnie irytuje ale sam jestem sobie winien :) Do zgubienia dość szybko imho. Żeby tylko zdrowie było, czego życzę sobie i Wam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz