czwartek, 8 lutego 2024

Styczeń - podsumowanie

 Mamy za sobą pierwszy miesiąc 2024 roku, poniżej publikuję styczniowe podsumowanie.

W styczniu przebiegłem 160 km. Pierwsze dwa tygodnie to jeszcze bieganie na lekko, po maratońskiej przerwie i chorobie. Muszę przyznać że grypa dość mocno mnie wyjałowiła. Do dyspozycji wracałem dobre 4 tygodnie.

Styczeń to pierwszy miesiąc przygotowań do Vienna Marathon. Tradycyjnie więc, w pierwszej  części przygotowań były krosy w Puszczy Bukowej, które będę kontynuować również przez cały luty. Wynika to z pewnej korekty koncepcji treningu ale o tym jeszcze napiszę później. Oprócz krosów biegałem w pierwszym zakresie. Jakieś pojedyncze podbiegi 10x100m wpadły i to tyle.

W zasadzie chyba nic się w styczniu niezwykłego nie działo i piszę tylko z kronikarskiego obowiązku. Forma po chorobie powoli wraca do siebie.

Wciąż dokucza mi trochę Achilles. Na szczęście na USG wygląda dobrze i mam biegać, ćwiczyć, wzmacniać rozciągać itd. Nie łudzę się jednak że przed Wiedniem w jakiś magiczny sposób przestanie mi uwierać. Nie, k#rwa. Nie przestanie. Znowu dorzuciłem skupioną falę uderzeniową która przed Walencją, w połączeniu z ćwiczeniami wzmacniającymi, przyniosła super efekty. 

Z ciekawostek: postanowiłem kontynuować pewną współpracę z trenerem, którą rozpocząłem przed maratonem w Walencji. Wtedy jednak, w skutek urazu, skorzystałem z tej pomocy w śladowych ilościach. Teraz chciałbym więcej wyciągnąć z tego. Nie wiem jak to będzie wyglądać ze względu na Achilles, ale również, z uwagi na fakt, że nie uważam żeby to był już czas na pełny trening indywidualny. Niemniej trochę się konsultuję i wprowadzamy z trenerem pewne zmiany do schematu który z powodzeniem służył mi przez ostatnie 3 lata. Nie chcę rewolucji, zdecydowanie bardziej odpowiada mi ewolucja tego co mi znane i póki co tak to wygląda. Zobaczymy gdzie to mnie doprowadzi. Jak będę wiedział to napiszę więcej. Na razie wiem że mam dymać po puszczy kolejny miesiąc. A już witałem się gąską w drugim zakresie...

A druga ciekawostka: zamieniłem moje Vaporfly 3 na Adidas Boston 11. Niby jakościowy regres, ale raz że na moim poziomie to nie jest aż tak istotne a dwa, była świetna promocja, a zużywających się w oczach Vaporfly i tak jakiś czas temu pozbyłem się bezstratnie. Bardzo mi się ten Bostończyk podoba. Tyle tylko że jest to but masakrycznie sztywny w cholewce. I mimo że dość długo go układałem na tzw. sucho, to zmasakrował mi ścięgno dużego palca tak okrutnie, że od ponad tygodnia mogę chodzić i biegać jedynie w butach które nie przyciskają językiem wierzchu stopy. Tym samym stare New Balance 880v4 kupione w 2015 są teraz, jak to się mówi, do rany przyłóż..

I to by było na tyle. See ya za miesiąc.

P.s. mój grumpy nastrój to chyba zimowe przesilenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz