czwartek, 1 sierpnia 2024

Lipiec - podsumowanie

Lipiec to prawdziwy emocjonalny rollercoster. Powiadają że są dwa rodzaje problemów: takie których nie możemy rozwiązać i takie które rozwiążą się same, wobec czego nie warto się żadnymi z nich przejmować. Czy jest tak faktycznie? Hmm, zapraszam do podsumowania.

Zacznę od suchych faktów: w lipcu przebiegłem 193km. To minimalnie mniej niż to co z reguły biegam w drugim miesiącu przygotowań maratońskich. Pewnie byłoby kapkę więcej, gdyby nie dwutygodniowy urlop w Tatrach, a co za tym idzie, dość specyficzne warunki treningowe. Taki quasi obóz sportowy tyle że przemieszany z obowiązkami rodzinnymi i wyjściami w góry.


Kraków, Nowa Huta - WB+MZB 22km

Moja forma idzie w górę. Jest to w bardzo dużej mierze zasługa trenera Bartka Nowickiego, który "dba" abym się na treningach za bardzo nie nudził, a po treningu wysypiał. Inaczej chodzę resztę dnia jak zombie. A może to bardziej zasługa peselu niż trenera? W sumie nie czuję żeby Bartek dokręcał mi śrubkę wyraźnie mocniej niż przed Wiedniem, za to mam wrażenie że mój pobiegowy regen zajmuje mi więcej czasu i najchętniej w pozycji poziomej.

W lipcu udało mi się pobiec 2 najszybsze dotychczasowe krosy aktywne w Puszczy Bukowej. Mam swoją stałą, dwunastokilometrową trasę i na niej punkty pomiarowe. Zabrałem tam w czerwcu Bartka i po zapoznaniu się z moją trasą, trener określił ją jako "bardzo trudną". To mój autorski wkład w mój maratoński rozwój i jestem z tej pętli bardzo dumny. No i co najważniejsze, działa. W tym rozdaniu to koniec najprawdopodobniej krosów więc bardzo się cieszę że znów udało mi się przesunąć granicę moich możliwości - traktuję ostatni kros aktywny w przygotowaniach bardzo referencyjnie, w kontekście tego, gdzie jestem z formą w przygotowaniach. 

Ale Trenerze, zaj....my się...

Oprócz bardzo mocnych krosów, biegałem też drugi zakres, rytmy, tysiączki w niewielkich powtórzeniach, zabawę biegową itd. To co bardzo mnie cieszy to uzyskanie śr. tempa 4:16/km na odcinku 10km WB2, na dwa miesiące przed planowanym startem maratońskim. Cały trening wykonałem na bieżni lekkoatletycznej COS w Zakopanem.

WB2 - 10km śr. 4:16/km

Z ciekawostek: mój zegarek pokazał mi w tym miesiącu dwukrotnie najwyższy wynik VO2max: wszedłem na dotychczas nieosiągalne progi, kolejno 57 i 58 ml/kg/min. Oczywiście to tyko algorytm a nie realny wynik (ten na pewno jest wyższy B-) ale fajnie że zyskałem jakieś uznanie w oczach zegarka.


W lipcu miałem okazję poznać Adama Nowickiego a także wykonać trening na bieżni w towarzystwie m.in. Mateusza Kaczora, Piotra Rostkowskiego oraz Zbigniewa Króla. Były to przypadkowe spotkania, po prostu trafiłem w odpowiednie miejsce o odpowiedniej porze. Nie będę ukrywać: dla amatora takiego jak ja były to przeżycia bardzo nobilitujące i mobilizujące do dalszej pracy. Na co dzień trzymam kciuki za naszych prosów a tu takie gratki!


W czasie urlopu planowałem dzielić czas między treningiem biegowym a trekkingiem: solo i z rodziną. Miałem też chrapkę na jakieś górskie wybieganie. Niestety, w związku z dokuczającym mi Achillesem i przyjętym priorytetem jakim jest trening maratoński, musiałem zrezygnować z ambitniejszych wycieczek pieszych oraz biegania gdzieś granią na rzecz lepszej regeneracji. Nie chciałem rezygnować za to z rodzinnych wycieczek w góry, w trakcie których udało nam się zobaczyć na szlaku dwukrotnie niedźwiedzie, dzień po dniu. Taki bonus :) W zaoszczędzonym czasie wolnym albo odpoczywałem pasywnie (kanapa) albo spędzałem czas z moimi dziewczynami w aquaparkach, ewentualnie moczyłem nogi w górskich potokach.

Miś nr 2 na szlaku przez Świstówkę Roztocką.

Ano właśnie: wspomniałem już o Achillesie. Na początku lipca udałem się na USG bo czułem co raz większy dyskomfort. Pomimo zapewnień fizjomana że jest ok, nie czułem że tak jest faktycznie. No i powiem szczerze: wyszedłem z USG mocno przybity. "Niech pan pomyśli o rowerze" - usłyszałem od lekarza wykonującego zdjęcia, skądinąd fachowca mającego w moich oczach uznanie. Między jednym USG a drugim, jakie mi wykonał minęło 8 miesięcy (i dwa maratony) i okazało się że wytworzyła się spora ostroga piętowa. W tym czasie, wykonałem przynajmniej 4 dodatkowe badania USG w innym gabinecie i kurde, jakoś nie dostałem informacji że dzieje się coś niepokojącego. No jest dyskomfort, ale ścięgno się ładnie zagoiło, po maratonie proszę pomyśleć o elektrolizie ale teraz nie ma podstaw do przerywania, wzmacniamy, obserwujemy, w wypadku postępującego dyskomfortu rozważymy dodatkową falę skupioną - raczej takie informacje dostawałem od fachowca z drugiego gabinetu. Uff, sam nie wiem momentami co o tym myśleć. Nie winię tutaj nikogo, ale czasem sobie myślę że całe to moje bieganie to jedna wielka kontuzja a ja czuję się jak mityczny Syzyf. Może bieganie mnie nie chce? A może coś co ma dla mnie wartość musi kosztować? Sam nie wiem. Wiem tylko tyle że przez 3 tygodnie chodziłem mocno struty. W międzyczasie udało mi się skonsultować wyniki USG z lekarzem prowadzącym i fizjomanem, którzy nieco mnie uspokoili i zarysowali mi jakiś plan działań na przed i po maratonem. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Po powrocie z urlopu wykonałem kolejne USG oraz falę uderzeniową, porozmawialiśmy sobie od serca z fizjoterapeutą i powiem szczerze, jestem spokojniejszy ale mam już naprawdę po dziurki w nosie tego wszystkiego. Z jednej strony jestem naprawdę w fajnym momencie mojej biegowej zabawy a z drugiej siedzi mi w głowie że to mogą być ostatnie moje szybkie (jak na mnie) tygodnie biegania. Bo już mam pod korek tych przygód, jak nie kolano to ścięgno, jak nie ścięgno to jego przyczep. No było tego trochę przez te wszystkie lata. Do tego chciałbym więcej czasu poświęcić innym moim zainteresowaniom a bieganie sprawia że nie mam ani siły ani ochoty. Dlatego też cieszę się każdym treningiem i staram się wyciągnąć z tego tyle frajdy ile się da. A w międzyczasie robimy wszystko aby bezpiecznie dociągnąć przygotowania do maratonu w Warszawie.

Dziś, pisząc te słowa czuję się dużo lepiej. Fizjo mnie uspokoił nieco i łatwiej mi chyba dzięki temu, po pierwsze, dalej się przygotowywać do startów, po drugie doceniać to co udało mi się wybiegać. Czasem w bólach a czasem róg obfitości rozsypywał się niespodziewanie więc może powinienem się zamknąć. Ludzie biegają z różnymi problemami - powiedział mi mój fizjoterapeuta. No tak, racja, lelum. Ano biegają. I chwałą im za to, trzymajmy za nich i za siebie nawzajem kciuki!

WB+MZB 22km na koniec urlopu, 
trochę Krakowski Spleen momentami
ale finalnie miesiąc na plus 

A co planowo w sierpniu?

Już w najbliższy weekend prawdopodobnie zadebiutuję w serii Parkrun. Celem jest sprawdzian na 5km. Pod koniec sierpnia planuję pobiec w Półmaratonie Szczecińskim. Możliwe że czeka mnie jakaś próba stadionowa na 10000m (jaram się!). I pewnie mi Bartek coś wymyśli ciekawego żebym miał o czym pisać za miesiąc. Zwłaszcza że sierpień będzie ostatnim, pełnym miesiącem przygotowań więc obciążeń musi być sporo. Hell madafaka, jedziemy z koksem!

P.s. dziś zamówiłem piłkę lekarską 5kg - po trójce i czwórce czas na docelową wielkość.



***

.




  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz