piątek, 30 sierpnia 2024

Sierpień - podsumowanie (w tym Parkrun 5k - pudełko)

Za mną przedostatni miesiąc przygotowań do Maratonu Warszawskiego. Przede mną ostatnie 4 tygodnie z niewielkim okładem.

W sierpniu przebiegłem łącznie 235km. Jest to mniej więcej tyle ile biegam w trakcie trzeciego, pełnego miesiąca moich maratońskich przygotowań. Tradycyjnie też, był to bardzo mocny jakościowo okres. Dużo było objętości, wytrzymałości tempowej, siły biegowej a dodatkowo pikanterii dodawała wysoka, letnia temperatura. Momentami było naprawdę gorąco!

Jednym z najmilszych akcentów sierpniowego biegania był dla mnie debiut w formule Parkrun. Na początku naszej współpracy, trener Bartosz Nowicki zakomunikował że chciałby abym pobiegał trochę na krótszych dystansach. A dodatkowo, te zawody były idealną okazją aby spróbować spełnić jedno z moich biegowych marzeń: ukończyć jakikolwiek bieg w pierwszej trójce. Nie mówiłem tego trenerowi ale z takim nastawieniem przybyłem na start. 

Po krótkiej rozgrzewce, udaliśmy się z Bartkiem na linię startu. Przez pierwsze kilkaset metrów biegliśmy na czele, co przede wszystkim wynikało z faktu że chciałem się wyrwać z kleszczy wolniejszych biegaczy, stojących w pierwszym rzędzie. Po ostrym starcie zacząłem regulować tempo i przed upływem pierwszego kilometra, wyprzedziło nas 2 biegaczy a krótko po tym, trener zgłosił że musi zwolnić (później okazało się że to niewielki uraz i Bartek nie chciał ryzykować). Paradoksalnie, pozwoliło mi to przyśpieszyć i utrzymać jakiś kontakt wzrokowy z prowadzącą dwójką. Po przekroczeniu linii 3km, udało mi się wyprzedzić jednego z prowadzących biegaczy i kolejne 1000m biec na drugiej pozycji. Na ok kilometr przed metą, wyprzedził mnie inny biegacz. Trochę mu to zajęło bo nie chciałem ułatwiać sprawy, licząc na to że będzie go to trochę kosztować sił i zwróci mi się ta "inwestycja" w końcowej fazie biegu. W końcu jednak skapitulowałem. Powiesz szczerze, poczułem ulgę, bo nie lubię być zwierzyną łowną, ale krótko później zacząłem czuć na plecach oddech (i tupot) kolejnych zawodników. Trochę zaczęła mi psycha kruszeć, zacząłem projektować w głowie że nie tylko nie obronię tego 3go miejsca ale może i polecę zdecydowanie niżej, jeśli ci za mną zachowają więcej sił na ostatki. Szybko jednak otrząsnąłem się z tego stanu. Pomimo dużego zmęczenia, pomyślałem sobie że trzeba się tym biegiem cieszyć a nie martwić na zapas. Być może to jedyna szansa na pudło? Więcej startów na 5k  nie będzie, przynajmniej nie w tym rozdaniu. A może w ogóle? Carpe diem, do cholery, zagryźć zęby i jedziemy! Poza tym dobrze że mental pęka, bo teraz właśnie jest czas na to żeby tą psychikę wzmacniać!

fot: Tomasz Krysiak Fotografia Sport

Takie myślenie pozwoliło mi przezwyciężyć ten mini kryzys i nieco odskoczyć chłopakom za mną. Nie wiem ilu ich tam było, w głowie kłębiły mi się myśli że całe plemię z dzidami mnie goni ale na zakręcie 500m przed metą zobaczyłem że jest ich raptem 2, może trzech i dystans między nami to parędziesiąt metrów. Uspokoiło mnie to, a dodatkowo, im bliżej mety, tym większy jestem chojrak. 

Na 300m przed metą udało mi się dogonić biegacza który mnie wcześniej wyprzedził i ku mojemu zdumieniu, nie podjął on walki aby odeprzeć mój atak. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego, przez głowę przeszły myśli że może za wcześnie atakuję, ale było za późno na kalkulacje. Na szczęście już do końca biegłem niezagrożony. Oczywiście musiałem  rwać ile sił w nogach a po drodze jeszcze uniknąć kolizji z dublowanymi biegaczami, co nieco wybiło mnie z rytmu, ale  finalnie zameldowałem się na mecie jako drugi zawodnik, juppi! Mój oficjalny czas to 18:21, i jednocześnie PB na  dystansie 5km. Dużo radości i satysfakcji dały mi ten wynik, to miejsce i walka do samego końca. 

O ile miejsca 2-4 były dość ciasne (wbiegaliśmy po sobie w odstępie 3-4 sekund), o tyle zwycięstwo przypadło zawodnikowi który nas zdeklasował - zameldował się na mecie 44  sekundy przede mną.

Po biegu miałem okazję poznać kilku kolegów, w tym osobiście 2 forumowiczów portalu bieganie.pl. Nie jestem tam zbyt częstym gościem ale akurat kojarzyłem chłopaków z internetowej aktywności, miło więc było się poznać "w realu".  Do pełni szczęścia zabrakło tylko fizycznego podium (ta formuła nie przewiduje dekoracji po biegu) ale myślę że mogę z czystym sumieniem odhaczyć na liście marzeń pozycję "ukończyć na pudle". Naprawdę, wielka sprawa dla mnie. 

z Forumowiczami :)

Oprócz zawodów na 5km, bardzo miło wspominam dwa treningi na bieżni stadionu w Oleśnicy w czasie krótkiego urlopu. Pierwszego, prowadzonego w większości w drugim zakresie nie byłem w stanie wykonać zgodnie z wytycznymi trenera. Ledwo ukończyłem jakkolwiek, taki był upał! Dodatkowo, miałem za sobą średnio komfortową noc w namiocie i cały wcześniejszy dzień w podróży. To nie mogło się udać.

Na drugi trening mój trener pofatygował się osobiście. Trochę gry wstępnej i danie główne: 6x2km w pełnym słońcu na przerwie 3-4 min. W przerwie nie biegałem, albo chodziłem w kółko, chowając się w cieniu albo wisiałem na barierce. Tempo dwukilometrówek nieco poniżej 4min./km. Czasem 3:58/km czasem 3:53. Ogólnie to wyglądało to tak, że pierwszy kilometr dokręcałem w okolicy 4min/km (lub ciut wolniej w końcowej fazie tego treningu), a drugi kilometr był szybszy. To chyba kwestia mojej psychiki, którą nieustatnnie musze wzmacniać. Zdecydowanie łatwiej mi walczyć w końcówce niż np. w środku dystansu.

Przyjechali jacyś kozacy ze Szczecina żeby zobaczyć
 jak się bawią kozacy w Oleśnicy :)))

W sierpniu nie miałem zbyt dużo tradycyjnego WB2 ale coś tam pobiegałem w pierwszej połowie. Udało mi się np. pobiec 12-kilometrowy odcinek w śr. 4:15/km. Szybsze bieganie było przewidziane na Oleśnicę właśnie, w połowie miesiąca, ale tak jak napisałem - musiałem skapitulować. W drugiej połowie nie biegałem tempa maratońskiego. Miałem natomiast sporo siły biegowej, np  w postaci podbiegów 8x300m czy 10x200m.

Z biegów długich warte myślę odnotowania było pobiegnięcie dwóch jednostek około 2.5h, kolejno 28 i 30km. Oba treningi były spokojnymi wybieganiami, bez mocniejszych odcinków. Ten drugi bieg udało mi się zamknąć poniżej 75% hrmax w tempie 4:59, co bardzo cieszy. To dobry myślę prognostyk.

Takie widoki tylko w Szczecinie - WB28 km

WB28

Pod sam koniec miesiąca moja waga zeszła poniżej 73 kg. Nie pamiętam kiedy ostatnio ważyłem tak mało.  Zazwyczaj ważę 74-75 kg a bywa że się zapuszczę mocniej. A tu proszę, 72.8kg.

To z grubsza chyba tyle. Cały czas rehabilituję prawy przyczep Achillesa. W sierpniu zakończyłem np. serię 5ciu zabiegów fali uderzeniowej skupionej. Do tego dochodzi terapia manualna i działania we własnym zakresie. Żeby było zabawnie, od tygodnia boli mnie też lewa pięta, co na dłuższą metę było do przewidzenia. Nic, zagryzam zęby i cisnę dalej, jestem pod opieką  fajnych fizjo i mam wielką nadzieję dociągnąć do końca września. Czuję jednak, że jest to definitywnie mój ostatni taniec, po maratonie i pełnym rehabie moje bieganie nie będzie już prawdopodobnie nastawione tak na życiówki jak teraz. Zwyczajnie nie mam już na to siły i ochoty.

A co w nadchodzącym wrześniu? Powinien zacząć się z przytupem bo już pierwszego września planowo wystartuję w Półmaratonie Szczecińskim. Mam też zaplanowaną próbę stadionową na 10000m i jakąś mocną 30kę ale... jestem na takim etapie swojego biegania że skupiam się wyłącznie na najbliższym treningu.

Proszę więc o trzymanie za mnie kciuków, abym dał radę w zdrowiu dokończyć te przygotowania. Ja również trzymam kciuki za wszystkie Wasze biegowe plany i przygotowania. Wszak jesień już prawie za pasem :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz