środa, 11 czerwca 2025

World Marathon Majors - czyli 1/2(?) za mną

Tradycyjnie po skończonym biegu z serii World Marathon Majors, czas na małą refleksję na temat mojej podróży przez  serię, którą wymarzyłem sobie wiele, wiele lat temu.

Od mojego powrotu z Bostonu minęło już trochę czasu. Emocje powoli wygaszają się i chyba łatwiej więc o obiektywne spostrzeżenia.  Chociaż, mam takie wrażenie że niewiele się zmieniło  w moim postrzeganiu tego wyścigu.

Boston jest moim trzecim majorem. W 2015 roku pobiegłem w Berlinie, w 2022 w Chicago. Teraz mamy rok 2025. Czyli jestem na półmetku dotychczasowej formuły po ok. 10 latach. Dla mnie to jest ok. Trzy za mną, trzy przede mną. Mam takie poczucie że połowa to taka fajna wartość. Szklanka do połowy pełna i te sprawy.

Tyle tylko że na dziś dzień seria liczy sobie nie 6 a 7 maratonów. A lada moment będzie prawdopodobnie  powiększona o kolejne dwa.

Czy to dobrze? Chyba tak. Nie mi oceniać. Ja potrzebowałem dekady żeby uciułać te 3 starty. Osobiście znam natomiast na przykład osobę która pobiegła wszystkie 7 maratonów w ubiegłym roku i jest zapisana na wszystkie 7 na rok bieżący (czyli w tej chwili mają już  zaliczone 3 tegoroczne). Dla takich osób ówczesna formuła wydawała się być już zbyt ciasna. Poza tym, albo progres albo regres. Innej opcji myślę nie ma.

Póki co, skupiam się wyłącznie na formule 6 Star. Na szczęście ma ona zostać utrzymana. Zobaczymy co czas przyniesie. Nie śpieszy mi się specjalnie. Zakładam optymistycznie że w którymś z losowań dla pozostałych biegów, prędzej czy później poszczęści mi się. Warto być dobrej myśli :)

Długi czas realizacji tego przedsięwzięcia charakteryzuje się też tym, że moje spostrzeżenia na temat całej tej przygody ulegają zmianom. Może nie drastycznym ale pojawiają się różne czynniki, które nadają np. pewnej priorytetowości konkretnym kierunkom, bywa też tak że rezygnuję z zapisów na niektóre edycje pozostałych mi biegów.  

Wracając jeszcze do Bostonu: dużą satysfakcję daje mi fakt że mam ten maraton zaliczony, mając wciąż przed sobą inne starty z serii. Kiedyś wydawało mi się że kwalifikacja z wyniku sportowego jest kompletnie poza moim zasięgiem. Że może jakimś cudem, mając 5 maratonów odhaczone, znajdzie się jakieś sekretne wejście. Albo że jakimś innym cudem dobiję jednak do wymaganego poziomu sportowego, ale jak to kompletnie nie miałem pojęcia. Chyba nawet nie zastanawiałem się nad tym zbytnio wtedy. Bo rozpatrywałem to w kontekście cudów właśnie, a nie systematycznej pracy.

Boston Marathon - ostatni kilometr!

Oczywiście bez zadęcia piszę powyższe słowa o tym etosie pracy. Wiele czynników złożyło się korzystnie, to raz. A dwa, Boston, wbrew pozorom, jest jednym z najłatwiejszych do zakwalifikowania się z wyniku sportowego maratonem w całej serii. Jedynie Chicago posiada prostszą ścieżkę z kwalifikacji sportowej.

Na dziś dzień nie planuję startów w miejscach w których już biegłem. Osiągnięte wyniki sportowe pozwalają mi na start w Chicago a także najprawdopodobniej pozwolą na kolejny start w Bostonie ale nie zamierzam skorzystać. Mam natomiast satysfakcję z tego, ze udało mi się w przypadku tych dwóch maratonów doprowadzić do takiej sytuacji że "jak bym chciał jeszcze raz to bym mógł" :)))

Boston Marathon - Scream Tunnel

I to chyba tyle. Z kronikarskiego obowiązku napiszę, że od kwietniowego maratonu za wielką wodą nie biegałem. I nie ruszę czterech liter dopóki nie poczuję pełnego komfortu z Achillesem. Pierd....ę to, mówiąc dosadnie. Mam już tego dosyć, rzygam tym gównem. Albo full recovery albo bye bye bieganie. Jestem spełnionym sportowcem biegaczem, a do tego mam wspinaczkę, rower, góry oraz sporo pozasportowych zainteresowań. 

WMM to nie tylko maratony, to także możliwość
spełniania turystycznych marzeń!

Oczywiście patrzę z optymizmem na temat przyszłego biegania. Póki co gwiazdy mi sprzyjają. Bieg, na który niedawno aplikowałem jako zając, nie wybrał mnie, więc odpada presja czasu z uwagi na konieczność trenowania.  Nie chciał mnie również NYC Marathon - trochę przekornie zapisałem się na dodatkowe losowanie dla osób mających min. 3 gwiazdki WMM. Ufam że na sukces składa się m.in. suma niepowodzeń, traktuję więc to jako kolejny krok do udanego losowania. A jednocześnie, dzięki odmowie dostałem więcej czasu na to ścięgno. Przed Bostonem myślałem że kilkanaście tygodni przerwy i rehabilitacji wystarczy.  Mam wątpliwości czy wystarczyło. Nie mam natomiast do tego, że jeśli będzie potrzebne ich kilkadziesiąt to dla mnie też ok. 

I jeszcze na koniec ciekawostka: przez cały ten czas mojej fascynacji majorami myśłałem że seria nazywa się World Major Marathons. Jakie było moje zdziwienie, kiedy odkryłęm (chyba pisząc relację z Bostonu) że prawidłowa nazwa to World Marathon Majors. Ups..., człowiek uczy się przez całe życie ponoć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz