wtorek, 2 grudnia 2014

Najgłupszy bieg


Zdarzyło mi się kiedyś odpuścić sporą ilość treningów w krótkim czasie. Uczciwie powinienem przyznać że zdarzało mi się to dość regularnie. Z tego właśnie powodu postanowiłem nie zawalić zaplanowanego na tamten konkretny dzień długiego wybiegania, choćby nie wiem co.

Tak się jednak złożyło że w natłoku spraw wszelakich na trening wyszedłem dopiero ok. 22.00. Było już ciemno, nie chciałem biec 25 km po okolicznym lesie. Po mieście też niespecjalnie. Wybrałem się więc na miejskie Błonia. Miejsce sprawdzone, oświetlone, dobre do biegania wieczorem. Sęk w tym że trasa ta bardzo szybko się nudzi. Pętla dookoła Błoni wynosi  ok. 960 m. 

Postanowiłem więc wykręcić 27 okrążeń i wrócić do domu czym prędzej. 

Cóż powiedzieć, bieg ten był jakimś absurdalnym kuriozum. Od mniej więcej 16go okrążenia zacząłem tracić rachubę w liczeniu. Musiałem więc sobie powtarzać bez przerwy: "16te kółko, 16te kółko, w dalszym ciągu 16 kółeczko,....17, 18,.....22gie kółeczko, wciąż 22gie pieprzone kółko, %&$@, jeszcze tylko 10 okrążeń do końca, jeszcze 8, jeszcze 4, 2....

Chyba nigdy bardziej nie wynudziłem się w biegu. To była psychiczna katorga. Jeżeli miałbym wskazać jakiś jeden konkretny bieg który skutecznie obrzydził mi bieganie w tamtym okresie to bez wahania wskazałbym na ten właśnie.

Żeby było śmieszniej (głupiej) tydzień później z tych samych powodów powtórzyłem ten sam wyczyn. Różnica polegała na tym że okrążeń wykonałem 25 zamiast 27.

ps. Zdarzyło mi się też kiedyś od połowy 20-kilometrowego biegu myśleć wyłącznie o zapaleniu papierosa (obecnie nie palę oby już na zawsze). Nie mogłem się doczekać momentu kiedy skończy się ten cholerny bieg i zapalę sobie. Brzmi absurdalnie prawda? Pierwszą czynnością jaką wykonałem po zakończeniu biegu to była fajeczka na świeżym powietrzu własnie. Weszła mi tylko do połowy. Innym razem od połowy biegu myślałem wyłącznie o wielkim kebabie. Ehh, poezja...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz