czwartek, 20 listopada 2025

Moje bieganie w USA 2025 cz. III: Boston & Cambridge

Publikuję ostatnią już część biegowych przygód jakie towarzyszyły mi w czasie tegorocznego, maratońskiego pobytu w Stanach. Po Nowym Jorku i Filadelfii zapraszam serdecznie na krótką wycieczkę po Bostonie i Cambridge!


Bostońskie przygody związane z udziałem w maratonie oraz biegu na 5k opublikowałem osobnym wpisem (link tutaj). Teraz skupię się na czasie jaki poświęciłem na zwiedzanie tych dwóch miast, które komunikacyjnie są ze sobą ściśle połączone w jeden obszar metropolitarny.

Dock Square


W piątek i sobotę, przed poniedziałkowym maratonem oszczędzałem siły. Ale coś tam poeksplorowałem. Tak naprawdę, moje zwiedzanie Bostonu ograniczało się w większości do chodzenia bez celu po centrum i zaglądania to tu, to tam. Oczywiście chciałem zobaczyć konkretne miejsca np wzdłuż Liberty Trail czy Boston Harbor i to się udało. 

Old State House

Fan Pier

Jednocześnie jednak, chciałem chłonąć atmosferę przed maratonem, dlatego też cześć czasu wolnego spędzałem w okolicach Expo, znajdującego się przy Boylston St, w bezpośrednim sąsiedztwie ikonicznej. maratońskiej mety.

Boylston St, okolice maratońskiej mety

Myślę że warto napomknąć o kilku rzeczach. Po pierwsze, ścisłe centrum Bostonu jest dosyć małe.  Jest to miasto bardzo zadbane i w przeciwieństwie do Nowego Jorku, nie miałem poczucia że muszę mieć oczy z każdej strony głowy aby uniknąć kolizji z samochodami, rowerzystami czy pieszymi. Oczywiście safety first, but still, Boston daje odetchnąć po Nowym Jorku. Zwłaszcza że wszystko wokół kwitnie i widać z jaką pieczołowitością ta wiosenna przyroda jest tutaj eksponowana i pielęgnowana.
Boston Common - zielone płuca miasta

Po drugie, życie okołomaratońskie toczy się na bardzo skonsolidowanym obszarze, między Boylston St, Commonwealth Ave i Boston Common. To jest super ułatwienie, pozwala skorzystać z maksymalnie dużej ilości maratońskich atrakcji, zarówno w dniach przed jak i po biegu.

Congress St

Po trzecie, centrum miasta praktycznie wyłączone jest z przebiegu maratońskiej trasy. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie dla zwiedzania? Może tylko tyle że będąc rozdartym pomiędzy zwiedzaniem a chłonięciem atmosfery, musiałem pójść na jakieś kompromisy. Muszę jednak przyznać że organizacyjnie podobało mi się że maraton maratonem a miasto żyje sobie gdzieś w międzyczasie, równolegle.
Hanover St (North End)

W niedzielę odpuściłem zwiedzanie całkowicie. Nogi miałem tak zarżnięte że po prostu potrzebowałem totalnego restu

Dzień po maratonie postanowiłem rozpocząć od zwiedzania Cambridge. Początkowo rozważałem wyjazd za miasto, najlepiej w kierunku morza ale odstąpiłem od tego pomysłu.  Nie wszystko udało mi się zobaczyć przed maratonem jeśli chodzi o Boston i ścisłe okolice. Bardziej chyba zależało mi żeby odwiedzić np. Uniwersytet Harvarda niż pojechać nad ocean. I od Harwardu zacząłem moje zwiedzanie właśnie.

Harvard Yard i Memorial Church

Dojazd do uniwersytetu z centrum Bostonu jest super wygodny. Wystarczy wsiąść w metro i cyk, gotowe. Po chwili jesteśmy po drugiej strony rzeki Charles i możemy zacząć zwiedzanie. W moim wypadku ograniczyło się do pokręcenia po terenie uczelni i odwiedzenia Memorial Church

Charles River

Następnie skierowałem swe obolałe od maratonu kroki w kierunku rzeki. Czas zrealizować swoje mini marzenie o którym już tajemniczo wspominałem w relacji z bostońskiego maratonu. Panie i Panowie najwyższy czas pobiec śladami Haruki Murakamiego!!!


Jeżeli ktoś śledził moje wpisy uważniej, (wątpię aby byli tu tacy ale nigdy nie mów nigdy) to myślę że mógłby dostrzec, że to moje zwiedzanie nacechowane jest pewną nostalgiczną potrzebą zobaczenia miejsc znanych mi z filmów, literatury czy połączonych z jakimiś starymi zajawkami. Tak było i tym razem. Uwielbiam książki Murakamiego,  od lat chciałem pobiec wzdłuż rzeki Charles, niejako "jego ścieżkami". No i pobiegłem. Ledwo powłóczyłem nogami po maratonie ale bieg to bieg. Zaliczone. Nie wiem czy akurat TYMI ścieżkami biegał Pan Murakami więc na wszelki wypadek,  następnego dnia obiegałem też drugi brzeg rzeki :)))) 

Po bardzo krótkiej biegowej sesji, udałem się do centrum Cambridge. Całe szczęście że nie jest zbyt rozległe bo ledwie idę. Znalazłem przyjemny record store (Cheapo Records) przy Main St, skąd wyszedłem z fajnym wydaniem Are You Experienced Jimiego Hendrixa z tzw. epoki. Dorzuciłem jeszcze jeden album Return to Forever i jestem happy to go. Przede mną wyłaniają się budynki MIT a chwilę dalej wspaniała panorama na rzekę i Boston, widziana z promenady wzdłuż Memorial Dr. Dużo tu biegaczy. Ciekawe czy wczoraj biegli maraton?  Pan Murakami na pewno tu biegał to i ja przebiegnę kawałek. 

Panorama Bostonu od strony Memorial Dr.

I tak dochodzę do Longfellow Bridge. Oczywiście, nie byłbym sobą gdybym nim nie przelazł. I tak oto znalazłem się znowuż w centrum Bostonu.

Longfellow Bridge w kierunku Bostonu

Pozostały czas spędziłem na (a jakże) włóczeniu się. To mój ostatni pełny dzień. Jutro po południu wyjeżdżam więc zostanie mi czas na 2-3 godzinny poranny spacer.

Następnego dnia faktycznie jeszcze się trochę pokręciłem. Głównie po North End, w okolicach TD Garden (szwagier jest fanem Celtics, więc miałem małą misję do wykonania ;)).

North End

 North Square

Odwiedziłem raz jeszcze Beacon Hill gdzie znalazłem kapitalny sklep z płytami. Właściciel znał i lubił polski jazz, ja lubię amerykański więc dogadaliśmy się :) I tak, wychodząc z kolejnymi longplejami pod pachą, uznałem że czas pożegnać się z Bostonem. Za kilka godzin mam lot powrotny. Ostatnie kroki wzdłuż Charles River, Commonwealth Ave. Ostatnie spojrzenie w kierunku Boylston St. Maratońskiej mety już nie ma od wczoraj. Za to są wspomnienia. Teraz super świeże, jeszcze na gorąco. Ale za kilka miesięcy, kiedy będę pisać te słowa, będę mógł na chłodno powiedzieć że 129. Boston Marathon i cała droga do niego napawa mnie cholerną dumą. Udało mi się pobiec w biegu o którym nie śmiałem marzyć i dzięki czemu, udało się zobaczyć jeszcze jakiś skrawek Ameryki. 

Być jak Haruki Murakami czyli
z jazzem pod pachą, tłuc
wzdłuż Charles River

Tym samym zamykam trzeci i ostatni wpis dotyczący moich amerykańskich przygód 2025 A.D. Po Chicago '22 i teraz Bostonie, został mi do pobiegnięcia jeszcze jeden major w Stanach. A kiedy i czy w ogóle?  Czas pokaże co będzie dalej. Jednego jestem pewien: jestem niesamowicie wdzięczny za to co do tej pory udało się wybiegać.

:)


***







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz